Jeśli zajrzeć w głąb własnych wspomnień i przywołać z mrocznych czeluści pamięci obrazy, smaki i zapachy dzieciństwa, to jednym z nich na pewno byłby zapach świeżutko drukowanego
Świata Młodych - harcerskiej gazety, która dla wielu dzieciaków mojego pokolenia była nieodłączną lekturą, prenumerowaną w teczce najbliższego kiosku. Czasopismo to wertowałem przede wszystkim z dwóch powodów - a nuż trafi się jakakolwiek wzmianka o
Gwiezdnych wojnach, a przede wszystkim dlatego, że na końcu każdego egzemplarza znajdował się komiks, czyli porcja uczty dla oka i duszy. Wycinanie poszczególnych odcinków
Kajka,
Tytusa,
Kleksa czy
Tajfuna i wklejanie ich do wielkich zeszytów było zajęciem powszechnym i niedziwiącym nikogo. Wśród sporych kolekcji, które już niestety nie istnieją znajdowały się również odcinki
Binio Billa, czyli rodzimego odpowiednika
Lucky Luke'a.
Rio Klawo to miasteczko na Dzikim Zachodzie, gdzie pieczę nad bezpieczeństwem sprawuje dzielny szeryf Binio Bill. Pewnego dnia w miasteczku pojawia się ekipa filmowa kręcąca western. Przedstawiciel producenta proponuje szeryfowi udział w zdjęciach plenerowych i... tak zaczyna się przygoda Binia z przemysłem kinematograficznym, która zawiedzie go z Dzikiego Zachodu, poprzez Hollywood, aż w... kosmos!
Nadanie komiksowi rysu humorystycznego pozwoliło
Jerzemu Wróblewskiemu - scenarzyście i rysownikowi jednocześnie - na swobodne poruszanie się w gatunku i nietrzymanie utartej, jednej ścieżki. Dlatego też Binio przeżywa nie tylko przygody na Dzikim Zachodzie, ale autor zabiera go również w kosmos i stawia naprzeciw obcych cywilizacji z równą swobodą jak przeciwko bandytom w Rio Klawo. Zgrabnie prowadzona akcja z wyważonym poczuciem humoru może się wydawać w obecnych czasach nieco zbyt ugrzeczniona, ale posiada swój wyjątkowy klimat. Starszy czytelnik - wychowany na komiksach w latach osiemdziesiątych - zrozumie w mig i poczuje zew przeszłości, młodszy zaś albo zaakceptuje i polubi, albo wróci do humoru prezentowanego przez współczesne kreskówki.
Charakterystyczna, gruba kreska
Jerzego Wróblewskiego pozostała w przypadku
Binio Billa bez zmian. Autor lubował się w wyrazistym przedstawianiu postaci, choć trzeba przyznać, że w komiksach o dzielnym szeryfie rysunek nosi cechy obrazków satyrycznych - bohaterowie są nieco karykaturalni i przerysowani. Dla kogoś, kto zatapiał się w latach osiemdziesiątych w twórczości
Wróblewskiego (o co wcale nie było trudno - choćby seria
Tajemnica złotej maczety, kryminał
Figurki z Tilos, historyczny
Hernan Cortes i podbój Meksyku i wiele innych), gdzie postaci były całkowicie realistyczne, taka odmiana może wypadać tylko na plus.
W wydaniu przypomnianym w tym roku przez
Kulturę Gniewu, oprócz opowieści podstawowej
Binio Bill kręci western i... w kosmos pojawiła się jeszcze krótka historyjka pt.
Binio Bill i ciocia Patty. Po prawdziwej uczcie graficznej i powrocie do cudownych lat dzieciństwa, na końcu tego albumu znaleźć można także kilka informacji, szkiców i starych dokumentów dotyczących autora. Całość daje zatem kompleksowy produkt dla współczesnego, młodego odbiorcy, a zarazem zakręca łezkę wzruszenia u dojrzałego czytelnika. Zdecydowanie polecam, bo naszych starych, rodzimych komiksów nigdy za wiele.
Autor:
Marcin "Sharn" Byrski
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Tytuł: Binio Bill kręci western i… w kosmos!
Scenariusz: Jerzy Wróblewski
Rysunki: Jerzy Wróblewski
Opracowanie kolorystyczne: Arkadiusz Salamoński
Objętość: 48 stron
Format: 210 × 297 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
Wydawca: kultura gniewu
Seria: krótkie gadki
ISBN: 978-83-64858-30-7