Czy myśleliście kiedyś by dreszczowiec mógł zagrać na emocjach? No tak, można przecież odczuwać strach oraz współczucie, wzruszenie i lęk przez pół dnia, ale czy myśleliście by do tych wrażeń wplątać jeszcze...humor? To wszystko zapewnia "To" w reżyserii Andresa Muschietti i autora Stephena Kinga. Na przemian śmiałem się, bałem, dołowałem i tak w kółko. To dopiero jest produkcja totalnie robiąca papkę z wnętrzności.
Przed obejrzeniem owego filmu, byłem nastawiony jak na normalny "horror", gdzie trochę się pozrywam z kinowego fotela i wrócę do domu. Trailer dodatkowo wskazywał na to, iż Stephen King nie przygotował dla nas czegoś naprawdę woow. Nie trzeba było długo czekać na zmianę nastawienia. W pierwszych momentach uznałem, że będzie to totalna żenada. Klaun w ściekach, chłopczyk bez ręki, którego potwór porywa do kanałów..super. Ale nie ocenia się książki po okładce, więc dając szansę dalszym wydarzeniom oglądałem dalej. Gdy padło kilka z wielu w tym filmie humorystycznych tekstów, uznałem: "Zaraz, nie taki był gatunek filmu". Łamiąc regulamin kina, szybko wyjąłem telefon sprawdzając czy na pewno jest to dreszczowiec. Odrywając wzrok od telefonu zadałem sobie pytanie: "Co tu jest grane?". Pełen obaw oglądałem dalej. To co działo się później, przekroczyło wszelkie granice. Huśtawka nastrojów nie dawała odetchnąć. "To" jest jednym wielki kontrastem i paradoksem. Tak, to jest możliwe. Nie mogę za dużo dodać, bo musiałbym trzasnąć solidny spoiler. Po zakończonej projekcji, autentycznie odłączyłem się myślami od towarzystwa z którymi miałem przyjemność spędzić popołudnie. Reżyser wysoko postawił poprzeczkę i ciężko będzie ją przeskoczyć.
Komu mógłbym polecić "To"? Kinomaniakom szukającym emocji nie tylko jak na gatunek przystało, ale i takich, które podkreślają na co właśnie przyszedłeś i dodatkowo odkrywając taniec we wnętrzu.
|